Tragedia w Małopolsce: Artur wyskoczył z jadącej karetki i zmarł. „To był mój ukochany brat”

0
2761

W Zatorze, małej miejscowości w Małopolsce, doszło do dramatycznych wydarzeń, które zakończyły się śmiercią 41-letniego Artura Miłonia. Jego historia wstrząsnęła społecznością lokalną i wywołała szeroką dyskusję na temat opieki medycznej i bezpieczeństwa pacjentów. Bliscy Artura przeżywają żałobę i próbują zrozumieć, co mogło doprowadzić do tak tragicznego zakończenia.

Rodzina zmarłego ma wątpliwości co do działania ratowników medycznych, według nich żaden z ratowników nawet nie wysiadł z karetki. Po prostu zbagatelizowali sytuację.

 Ratownicy mieli pretensje do mamy, że bezpodstawnie wezwała karetkę, potem kazali bratu wsiąść do środka, zapiąć się pasem i odjechali – opowiada pani Monika. Dodaje, że żaden z ratowników nawet nie wysiadł z karetki, a cała interwencja trwała zaledwie 7 minut– Obaj ratownicy siedzieli z przodu – mówi kobieta.

DZISIAJ GRZEJE:  Z OSTATNIEJ CHWILI! Nie żyje ratownik medyczny. Wypadek z udziałem karetki pogotowania ratunkowego

Złe samopoczucie i brak terminów

Artur Miłoń, mieszkaniec Zatora, kilka tygodni temu źle się poczuł. Wraz z rodziną udał się do lokalnego ośrodka zdrowia, licząc na pomoc medyczną. Niestety, z powodu braku dostępnych terminów, nie został przyjęty przez lekarza. Sytuacja, w której pacjent w potrzebie nie otrzymuje natychmiastowej pomocy, jest niestety powszechnym problemem w mniejszych miejscowościach, gdzie liczba lekarzy jest ograniczona.

Stan zdrowia Artura zaczął się pogarszać. Zaniepokojona rodzina postanowiła wezwać karetkę, licząc na to, że w drodze do szpitala otrzyma profesjonalną pomoc, której nie udało się uzyskać w ośrodku zdrowia.

 – Artur już od kilku dni gorzej się czuł. Od dzieciństwa chorował na padaczkę, dzień wcześniej miał atak. W dodatku od wielu lat zmagał się ze schizofrenią. Zażywał jednak leki i bardzo dobrze funkcjonował: pracował, dorabiał jako konserwator, nawet nie był na rencie. Gdy czuł, że ma gorsze samopoczucie wzywaliśmy karetkę. Wtedy zawsze dostawał lek na uspokojenie i był wieziony do szpitala. Po kilkunastu dniach wychodził i życie toczyło się dalej. Byliśmy przekonani, że tak będzie także i tym razem. Niestety tak się nie stało – opowiada „Super Expressowi” Monika Miłoń (46 l.) siostra zmarłego mężczyzny.

DZISIAJ GRZEJE:  Dramatyczny pożar w centrum Łodzi. Zginął mężczyzna, uratowano dziecko i kobietę. Są w ciężkim stanie

Dramatyczne wydarzenia w karetce. Artur Miłoń zmarł

Kiedy Artur znajdował się w karetce, sytuacja przybrała nieoczekiwany i tragiczny obrót. Mężczyzna, którego stan psychiczny i fizyczny wciąż nie był dokładnie zdiagnozowany, niespodziewanie otworzył drzwi pojazdu i wyskoczył w trakcie jazdy. Upadek spowodował poważne obrażenia, które wymagały natychmiastowej hospitalizacji. Mimo wysiłków lekarzy Artur po trzech tygodniach walki o życie zmarł w szpitalu.

DZISIAJ GRZEJE:  Tragiczny wypadek w Kameli. Samochód, którym podróżowało 4 osoby roztrzaskał się na drzewie

„To był mój ukochany brat” – mówi rodzina

Rodzina Artura przeżywa ogromną tragedię i zadaje sobie pytania, które prawdopodobnie nigdy nie znajdą odpowiedzi. Siostra zmarłego wspomina go jako ukochanego brata i dobrego człowieka. Zastanawia się, czy można było uniknąć tego, co się stało, gdyby wcześniej otrzymał pomoc lub gdyby procedury w karetce zostały inaczej przeprowadzone.

„To był mój ukochany brat. Nie mogę uwierzyć, że go już nie ma. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by mu pomóc, ale zawiódł system” – mówi siostra Artura.

Śmierć Artura Miłonia w Zatorze

DZISIAJ GRZEJE:  4-letni Samuelek nie żyje. Jego historię śledziło mnóstwo osób. Słowa chłopca na pożegnanie łamią serce

Ratownik medyczny stanie przed sądem

Wkrótce przed sądem stanie ratownik medyczny, który odpowiadał za bezpieczne przewiezienie Artura do szpitala. Śledczy zbadają, czy zostały zachowane wszelkie procedury bezpieczeństwa i czy można było zapobiec tragedii. Postawienie zarzutów ratownikowi budzi różne emocje – z jednej strony rodzina zmarłego oczekuje sprawiedliwości, z drugiej strony rozważa się, czy tragiczne wydarzenia mogły być wynikiem okoliczności poza kontrolą ratownika.

Śmierć Artura Miłonia w Zatorze

System w ogniu krytyki

Śmierć Artura Miłonia rzuca światło na problemy systemu opieki zdrowotnej, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Brak dostępnych terminów w lokalnych ośrodkach zdrowia to problem, który dotyka wielu pacjentów, zmuszając ich do szukania pomocy w sytuacjach awaryjnych, takich jak wezwanie karetki. Z kolei brak odpowiednich procedur zapewniających bezpieczeństwo pacjenta w trakcie transportu medycznego rodzi pytania o odpowiedzialność i standardy pracy ratowników.

DZISIAJ GRZEJE:  Tragiczny wypadek w Bąkowie. "Nie mieli szans na przeżycie" - ZDJĘCIA

Czy można było zapobiec tragedii?

Rodzina Artura nie ustaje w staraniach, by wyjaśnić okoliczności jego śmierci. Mieszkańcy Zatora i inni, którzy śledzą tę sprawę, zastanawiają się, czy ta tragedia mogłaby zostać uniknięta. Proces sądowy być może przyniesie odpowiedzi, a także zwróci uwagę na konieczność zmian w systemie ochrony zdrowia – tak, aby osoby potrzebujące pomocy mogły ją otrzymać w odpowiednim czasie i warunkach.

Tragedia Artura Miłonia przypomina o tym, jak ważne jest zapewnienie pacjentom bezpieczeństwa i dostępu do opieki medycznej, niezależnie od miejsca zamieszkania.

Śmierć Artura Miłonia w Zatorze

DZISIAJ GRZEJE:  Zginęli dziadkowie, matka i dwoje małych dzieci. Dramatyczny wypadek w Karwicy Mazurskiej