W Zatorze, małej miejscowości w Małopolsce, doszło do dramatycznych wydarzeń, które zakończyły się śmiercią 41-letniego Artura Miłonia. Jego historia wstrząsnęła społecznością lokalną i wywołała szeroką dyskusję na temat opieki medycznej i bezpieczeństwa pacjentów. Bliscy Artura przeżywają żałobę i próbują zrozumieć, co mogło doprowadzić do tak tragicznego zakończenia.
Rodzina zmarłego ma wątpliwości co do działania ratowników medycznych, według nich żaden z ratowników nawet nie wysiadł z karetki. Po prostu zbagatelizowali sytuację.
– Ratownicy mieli pretensje do mamy, że bezpodstawnie wezwała karetkę, potem kazali bratu wsiąść do środka, zapiąć się pasem i odjechali – opowiada pani Monika. Dodaje, że żaden z ratowników nawet nie wysiadł z karetki, a cała interwencja trwała zaledwie 7 minut. – Obaj ratownicy siedzieli z przodu – mówi kobieta.
Złe samopoczucie i brak terminów
Artur Miłoń, mieszkaniec Zatora, kilka tygodni temu źle się poczuł. Wraz z rodziną udał się do lokalnego ośrodka zdrowia, licząc na pomoc medyczną. Niestety, z powodu braku dostępnych terminów, nie został przyjęty przez lekarza. Sytuacja, w której pacjent w potrzebie nie otrzymuje natychmiastowej pomocy, jest niestety powszechnym problemem w mniejszych miejscowościach, gdzie liczba lekarzy jest ograniczona.
Stan zdrowia Artura zaczął się pogarszać. Zaniepokojona rodzina postanowiła wezwać karetkę, licząc na to, że w drodze do szpitala otrzyma profesjonalną pomoc, której nie udało się uzyskać w ośrodku zdrowia.
– Artur już od kilku dni gorzej się czuł. Od dzieciństwa chorował na padaczkę, dzień wcześniej miał atak. W dodatku od wielu lat zmagał się ze schizofrenią. Zażywał jednak leki i bardzo dobrze funkcjonował: pracował, dorabiał jako konserwator, nawet nie był na rencie. Gdy czuł, że ma gorsze samopoczucie wzywaliśmy karetkę. Wtedy zawsze dostawał lek na uspokojenie i był wieziony do szpitala. Po kilkunastu dniach wychodził i życie toczyło się dalej. Byliśmy przekonani, że tak będzie także i tym razem. Niestety tak się nie stało – opowiada „Super Expressowi” Monika Miłoń (46 l.) siostra zmarłego mężczyzny.
Dramatyczne wydarzenia w karetce. Artur Miłoń zmarł
Kiedy Artur znajdował się w karetce, sytuacja przybrała nieoczekiwany i tragiczny obrót. Mężczyzna, którego stan psychiczny i fizyczny wciąż nie był dokładnie zdiagnozowany, niespodziewanie otworzył drzwi pojazdu i wyskoczył w trakcie jazdy. Upadek spowodował poważne obrażenia, które wymagały natychmiastowej hospitalizacji. Mimo wysiłków lekarzy Artur po trzech tygodniach walki o życie zmarł w szpitalu.
„To był mój ukochany brat” – mówi rodzina
Rodzina Artura przeżywa ogromną tragedię i zadaje sobie pytania, które prawdopodobnie nigdy nie znajdą odpowiedzi. Siostra zmarłego wspomina go jako ukochanego brata i dobrego człowieka. Zastanawia się, czy można było uniknąć tego, co się stało, gdyby wcześniej otrzymał pomoc lub gdyby procedury w karetce zostały inaczej przeprowadzone.
„To był mój ukochany brat. Nie mogę uwierzyć, że go już nie ma. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by mu pomóc, ale zawiódł system” – mówi siostra Artura.
Ratownik medyczny stanie przed sądem
Wkrótce przed sądem stanie ratownik medyczny, który odpowiadał za bezpieczne przewiezienie Artura do szpitala. Śledczy zbadają, czy zostały zachowane wszelkie procedury bezpieczeństwa i czy można było zapobiec tragedii. Postawienie zarzutów ratownikowi budzi różne emocje – z jednej strony rodzina zmarłego oczekuje sprawiedliwości, z drugiej strony rozważa się, czy tragiczne wydarzenia mogły być wynikiem okoliczności poza kontrolą ratownika.
System w ogniu krytyki
Śmierć Artura Miłonia rzuca światło na problemy systemu opieki zdrowotnej, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Brak dostępnych terminów w lokalnych ośrodkach zdrowia to problem, który dotyka wielu pacjentów, zmuszając ich do szukania pomocy w sytuacjach awaryjnych, takich jak wezwanie karetki. Z kolei brak odpowiednich procedur zapewniających bezpieczeństwo pacjenta w trakcie transportu medycznego rodzi pytania o odpowiedzialność i standardy pracy ratowników.
Czy można było zapobiec tragedii?
Rodzina Artura nie ustaje w staraniach, by wyjaśnić okoliczności jego śmierci. Mieszkańcy Zatora i inni, którzy śledzą tę sprawę, zastanawiają się, czy ta tragedia mogłaby zostać uniknięta. Proces sądowy być może przyniesie odpowiedzi, a także zwróci uwagę na konieczność zmian w systemie ochrony zdrowia – tak, aby osoby potrzebujące pomocy mogły ją otrzymać w odpowiednim czasie i warunkach.
Tragedia Artura Miłonia przypomina o tym, jak ważne jest zapewnienie pacjentom bezpieczeństwa i dostępu do opieki medycznej, niezależnie od miejsca zamieszkania.